W nawracaniu się nie chodzi o klepanie "zdrowasiek" i chodzenie do kościoła. Nawracanie się to zmiana życia.


To jest taki stan kiedy nic nie możesz zrobić. Leżysz, najchętniej marzysz o śmierci. Boli Cię wszystko. Najprostsza czynność sprawia ci trudność. W środku czujesz nieogarnięty smutek, bezkresną samotność i to wszystko blokuje ci oddech. Zabiera Ci powietrze.
A ludzie mówią WEŹ SIĘ W GARŚĆ.
Jakby to było takie proste, depresja nie byłaby problemem prowadzącym do śmierci.
Myślą, że chory tłumaczy swoje lenistwo i nieporadność życiową hasłem DEPRESJA. Nie wiedzą jak bardzo chory marzy o powrocie do życia.



To jest tak, że ja okrutnie boję się pisać/publikować ten tekst. Po przeżyciu tego wszystkiego, po trwającej - dla mnie bez końca - niemocy, po setkach nieprzespanych nocy, po setkach zapłakanych wieczorów, po nienawistnych reakcjach do każdego kto mówił mi WEŹ SIĘ W GARŚĆ, po niekończącym się powtarzaniu, że ja już nie dam rady, po setkach modlitw o śmierć, chcę teraz napisać, żebyś się nie bał nawrócić. Chcę powiedzieć, że nawrócenie to nie jest stanie się religijnym, grzecznym człowiekiem. Nawrócenie to zmiana życia. Przeczytałam o tym w książce "Rozwój" państwa Gajdów, mówiono mi to wcześniej wielokrotnie, a ja zrozumiałam to po jakimś czasie.

Ja jestem wierząca, chodzę do kościoła, modlę się a cały czas potrzebowałam nawrócenia. Czekałam na nie bardzo długo. Szczerze mówiąc myślałam, że się nie doczekam. Nawrócenie to zmiana myślenia. Nawrócenie to zmiana życia, poprzez zmianę myślenia.
Ja nie umiałam zmienić myślenia sama z siebie. Mój umysł był zakopany w rozpaczy, bólu, niecierpliwości i beznadziei.

Moim aktem nawrócenia było pójście po tabletki i na terapię.

Obudziłam się jednego ranka totalnie zapłakana. Nie miałam sił spojrzeć na telefon, żeby sprawdzić godzinę. To był czas kiedy odrzucałam od siebie myśl, że zacznę brać tabletki. Wtedy już byłam w terapii, ale bez leków. Obudziłam się, nie dałam rady żyć i w mojej głowie pojawiła się myśl, że jeśli maksymalnie jutro rano nie wezmę leków, to umrę.
Zapisałam się do psychiatry. Okazało się, że tak, to depresja. Z testu jakiegoś tam wyszło, że głęboka. Dostałam leki. Odetchnęłam. Poszłam do następnego lekarza, już tego polecanego. Potwierdził diagnozę. Dodał możliwość występowania dwubiegunówki. No cóż. Mam leki, chodzę na terapię. Leczę się.

Jak się czuję?

W końcu prawie normalnie. I tu jest szok. Wszyscy myślą, że antydepresanty nakładają Ci tęczowe okulary i masz kisiel z brokatem zamiast mózgu. Nie. Antydepresanty pozwalają żyć NORMALNIE. Pozwalają przebrnąć przez terapię.

Moje nawrócenie trwa. Ja dzięki lekom, dzięki terapii zmieniam myślenie. Układam w głowie. Ja wiem, że to potrwa jeszcze kilak lat, ale jest nadzieja. Na koniec i na normalność. Choć depresja jest nieuleczalna, to można nauczyć się z nią żyć.

Być może znacie takie zdanie: "NAWRACAJCIE SIĘ I WIERZCIE W EWANGELIĘ". Lektura Ewangelii jest doskonałym uzupełnieniem terapii. To czego nauczał Jezus, jest fenomenalnym podejściem psychologicznym do głębi człowieka, do relacji międzyludzkich, do wyjścia z problemu, do relacji z Najważniejszym. To zdanie znaczy nic innego jak ZMIENIAJCIE SWOJE MYŚLENIE I WIERZCIE W DOBRĄ NOWINĘ, W MIŁOŚĆ I W CZŁOWIEKA. WIERZCIE W MIŁOŚĆ. Podoba mi się ta interpretacja, dlatego powtarzam ją i powtarzała będę.

Nawrócenie za każdym razem może wyglądać zupełnie inaczej. To jest coś co się wydaje bardzo małe a zmienia całe Twoje życie. Nawróceniem może być powtarzana, ta sama, codzienna czynność, prowadząca do wykonywania pracy nad sobą. To kierowanie naszym umysłem, który czasami nas oszukuje. Nawróceniem może być zakończenie relacji. Nawróceniem może być pogłębienie przyjaźni. Nawróceniem może być zmiana nawyków. Nawrócenie u każdego jest czym innym. Nawrócenie u każdego prowadzi do tego samego. Do zmiany życia, odkrycia prawdy.

U mnie dodatkowo pogłębiło relację z Bogiem. Uczyniło Go istotą jeszcze bardziej dla mnie niezrozumiałą, ale bardziej obecną. Uczy mnie przyjmować miłość. Jest to trudne, jest to droga przez mękę, ale uczę się. I wierzę, że się nauczę.

Wielokrotnie słyszałam od mojego przyjaciela, który jest zakonnikiem: "Nawróć się".
I za każdym razem myślałam "Co za ziomek, o co mu chodzi? Ja jestem nawrócona."
No przecież jestem katoliczką, praktykującą, wierzącą...
Zrozumiałam o co mu chodzi dopiero po czasie.

Dedykuję mu ten wpis. Raczej dziękuję mu tym wpisem, za wytrwałość i obecność. I za to, że milion razy kazał mi się nawrócić.


FB POKOLENIE DEPRESJA

Komentarze