Zamiast rozmawiać, ludzie opowiadają sobie historie



Nie jest to zarzut. Nie jest to pretensja czy żalenie się. Jest to stwierdzenie faktu. Ludzie raczej ze sobą nie rozmawiają. Ludzie zdecydowanie częściej opowiadają sobie historie.
Absolutnie nie jest to złe. Mogą istnieć relacje, które polegają TYLKO na opowiadaniu historii. Mogą istnieć relacje które opierają się głównie na rozmowie. Obie formy komunikacji są człowiekowi potrzebne. Ale... tak myślę, że bez rozmowy można umrzeć. Może nie dosłownie, ale uschnąć w środku. Zapomnieć o sobie.


Zadano mi pytanie czym dla mnie jest rozmowa? Czym różni się od opowiadania historii? Nie wypowiadam się za cały świat, nie są to naukowe definicje czy psychologiczne stwierdzenia. To moje odczucia.
Rozmowa to też jest opowiadanie. Jest to mówienie nie co u mnie, ale co we mnie.
Nie rozmawiam z każdym. Rozmawiam dosłownie z kilkoma osobami. Nie walczę o to by rozmawiać z każdym, bo nie każdy jest w stanie przyjąć to co we mnie.

Historie opowiadamy sobie na co dzień. Do opowiadania historii nie potrzebujemy szczególnych relacji. Opowiadać możemy każdemu. O czym są te historie? O tym co u nas, co u naszych znajomych, co ostatnio widzieliśmy. Historie zazwyczaj są okraszone emocjami. Ale tymi zewnętrznymi. Tymi które możemy każdemu pokazać. Tymi, które każdy może przyjąć. Od każdego.

Te dwie formy komunikacji występujące równolegle są dobre. Gorzej jest jeśli nie potrafimy rozmawiać. Gorzej jest jak nasze relacje z pozornie bliskimi osobami polegają tylko na opowiadaniu sobie historii.

Rozmowa oczyszcza duszę. Rozmowa bywa trudnym doświadczeniem. Rozmowa prowadzi do prawdy. Prawdy o nas samych i prawdy o ludziach, którzy są nam bliscy. Boimy się rozmawiać, ponieważ boimy się reakcji, opinii, niezrozumienia. Czyli boimy się prawdy.

Przez całe moje życie raczej nie rozmawiałam. Moje wszystkie relacje opierały się na opowiadaniu i słuchaniu historii. Do czego to doprowadziło? Do tego, że mam bałagan w sobie, który w boleściach, upadkach i cierpieniach staram się układać. Do tego, że nie potrafiłam widzieć ludzi. Do tego, że dopiero teraz uczę się uczuć. Do tego, że od pół roku jestem na wspomagaczach życia. Dopadła mnie ta z tych głębszych.

Całe życie nie rozmawiałam i nie mówiłam co we mnie. To się kisiło, to chciało eksplodować. Nie mogło, dlatego zaczęło mnie zabijać od środka.

Wracam jednak do życia. I uczę się rozmawiać.

Pozbawiając się rozmowy, doprowadzamy do wielu nieporozumień. Niszczymy relacje. Rozmowa odkrywa wiele niewygodnych faktów, ale dzięki rozmowie możemy je naprawić. Inaczej one, niewypowiedziane, doprowadzą nas do kalectwa. Życiowego kalectwa.



FB: https://www.facebook.com/pokoleniedepresja/

Komentarze